T-t-to tak trudno

Nagrodzony 4 Oscarami film Jak zostać królem Toma Hoopera zmienia nasze wyobrażenia na temat zaburzeń mowy. Ale opanowanie strachu to ciągła walka, pisze jąkający się od dziecka autor Keith Austin.

Film opowiada o zmaganiach Jerzego VI, ojca Elżbiety II, z jąkaniem się. Jest tam scena, w której przyszły monarcha, grany przez Colina Firtha, spotyka się ze swoim nowym terapeutą, Australijczykiem Lionelem Loguem.

– Zaczniemy od rozluźnienia mięśni szczęki – mówi Logue (w tej roli Geoffrey Rush).

Firth nerwowo przełyka ślinę. Widać, jak naprężają mu się ścięgna na szyi i zaciska się szczęka. Jest przerażony, kiedy wyrzuca z siebie jedno słowo:
– Dobrze.

Firth doskonale zagrał to wszystko: strach, suchość w ustach, przełykanie śliny w panice i napięcie nie do zniesienia. Wiem, bo sam tego doświadczam. Witajcie w świecie jąkały.

Lionel Logue od 1924 roku praktykował na Harley Street 146 w Londynie. Zmarł w 1953 i nie mógł zająć się mną, kiedy mniej więcej 10 lat później zacząłem się jąkać. Nie mam pojęcia, z jakiego powodu. Miałem wtedy 4 lata. Właśnie usunięto mi wszystkie zęby. I pierwszy raz poszedłem do szkoły.

Potem przez lata znosiłem drwiny i zadręczałem sam siebie. Najmniejszy kontakt ze światem powodował panikę, którą tak przekonująco pokazał Firth.

Rozpoczynając szkołę średnią, wiedziałem, że albo rozwiążę problem, albo czeka mnie wieczna walka. Ale walenie kolegów po głowie nie było dobrym rozwiązaniem w szkole, której dyrektor chodził z kijem pod pachą i mógł bezkarnie stosować kary cielesne. W tej sytuacji w ogóle przestałem odzywać się w klasie.

Miałem niezłe stopnie, ale odpowiadałem na pytania nauczycieli dopiero wtedy, kiedy w klasie zostawałem sam. Podejrzewam, że niektórzy z pedagogów nawet nie wiedzieli, że gdzieś z tyłu siedzi spanikowany chłopak, dla którego każda lekcja to koszmar wywołujący dzikie bicie serca.

Jeden z nauczycieli zasugerował mojej mamie, że powinienem spotkać się z psychiatrą. Nic nie wskórał – rodzice nie mieli ani dość chęci, ani dość pieniędzy, żeby mi pomóc. A zresztą u psychiatry leczą się tylko wariaci.

Matura z angielskiego i francuskiego była czystą torturą. Na egzaminie ustnym biedni nauczyciele wytrzeszczali oczy, próbując zrozumieć nieszczęsnego przygłupa, który stał przed nimi i zacinając się bełkotał coś przez zaciśnięte zęby. Wiedziałem, że egzamin pisemny muszę zdać wyjątkowo dobrze. Udało się, ale nie było łatwo.

Już pod koniec szkoły miałem dość. Nie zamierzałem iść na studia, żeby wciąż na nowo przez to przechodzić. Nie chciałem tej całej harówki, bo wiedziałem, że moje gardło, moje szczęki i mój mózg i tak nie będą ze mną współpracować.

Poddałem się. Podjąłem pracę w sklepie, w którym dorabiałem od trzynastego roku życia. Wszyscy mnie tam znali, przyzwyczaili się do mojego mówienia i je zaakceptowali. Mogłem wyluzować.

Kiedy miałem 20 lat, dostałem się na staż do lokalnej gazety. Do tego czasu mogłem już, choć z wysiłkiem, kontrolować jąkanie. Z wyjątkiem sytuacji, kiedy byłem zmęczony albo zestresowany, kłopot sprawiało mi jedynie kilka słów, takich na przykład jak women czy seven.

Do dziś nie wiem, na czym to polega. Dlaczego nie mam problemów z innymi, dużo trudniejszymi wyrazami na „w” albo „s”, a nie jestem w stanie wymówić seven – siedem?

Potem zacząłem grę w podmianę słów. Wymyślałem wcześniej, co chcę powiedzieć. Zanim wypowiedziałem jakieś zdanie, wyobrażałem je sobie napisane na kartce. Kiedy podczas takiej wizualizacji natrafiałem na wyraz, którego nie umiem wymówić, mogłem zamienić go na inny.

Ale z liczbami wciąż były problemy. Bo co na przykład zrobić z tytułem musicalu Siedem narzeczonych dla siedmiu braci?

Wyobraźcie sobie moją rozpacz, kiedy okazało się, że numer telefonu mojej nowej pracy to 729–1414. Zaczynał się od siódemki! Od strasznego słowa, przy wypowiadaniu którego syczę jak wąż. Czy na świecie jest jeszcze ktoś, kto pamięta numer do biura, w którym pracował 32 lata temu?

Każda rozmowa telefoniczna mogła zmienić się w koszmar. Bo przecież kiedy dzwoni się do osób publicznych, na policję czy do straży pożarnej, trzeba podać swój numer, żeby oni mogli oddzwonić.

– Jaki jest pana numer telefonu? – padało pytanie.

– Ssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssssiedem dwa dziewięć jeden cztery jeden cztery.

Jak tonący, który resztką sił walczy o oddech.

– Słucham?

Chciało mi się płakać. Kiedyś zresztą nie wytrzymałem. Raz, gdy po szczególnie „sssyczącym” zajściu telefonicznym kolega z pracy zaczął się ze mnie śmiać.

Następnym razem zmieniłem taktykę.

– Mój numer? – powtórzyłem.

– To, co powiem, może wydać się nieco dziwne, ale ja się jąkam i mam problem ze słowem, od którego zaczyna się numer mojego telefonu, a konkretnie z cyfrą, która jest po szóstce…

– Rozumiem. Oddzwonię po szóstej, ale jaki jest pana numer telefonu? – usłyszałem wtedy.

Nie wytrzymałem.

– To niech sobie pani sama sprawdzi – warknąłem, rzucając słuchawką.

Różnymi sposobami staram się okiełznać swoje jąkanie. Podmieniam słowa albo różnicuję intonację wypowiedzi, stosując różne triki – waham się na setki sposobów, kończę zdanie znaczącym gestem, zawieszam głos, wprowadzam słowne przerywniki. Rozmówca może wcale się nie zorientować, że się jąkam.

Na ogół to działa, chociaż nie |zawsze. Gdy jestem zmęczony lub zdenerwowany, bywa ciężko. Ciągle mam problemy z nieszczęsną liczbą seven i kiedy „widzę” ją w zdaniu, muszę skupić na niej całą moc umysłu i bardzo się skoncentrować.

Rok temu Palin Centre stworzyło program dostarczający zainteresowanym wszelkich informacji na temat jąkania się. [Ta brytyjska organizacja zajmuje się terapią osób jąkających się. Patronuje jej i aktywnie wspiera aktor Michael Palin, znany z roli jąkały w filmie Rybka zwana Wandą].

Otóż w ramach owego projektu Palin Centre wydało płytę DVD, na której jąkające się dzieci i młodzież od lat 2 do 18 opowiadają o strasznych momentach, w których ktoś mówi im, żeby szybciej kończyli zdanie, i o swoich uczuciach – strachu, wstydzie, poczuciu odrzucenia przez rówieśników w szkole.

Słysząc, jak 10-letni Samuel Zack opowiada: „Nie mogę mówić w obecności innych ludzi i dlatego nie odpowiadam na mnóstwo pytań, na które umiem odpowiedzieć”, widzę siebie w czasach szkolnych.

Niestety, przez to całe jąkanie się DVD trwa s-s-s-siedem godzin.

Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać.

Dodaj komentarz